fraktal1

 
Rejestracja: 2014-10-02
żyć, uczyć się , pracować i pozostawić po sobie coś cennego…
Punkty163więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 37
Ostatnia gra

Kholera – upływ żółci

Kiedyś rozmawiałem z moim dziadkiem o epidemiach wspomniał mi o hiszpance oraz o znacznie groźniejszych wg niego epidemiach cholery z XIX wieku. Podobno na cholerę w każdej rodzinie na wsi ktoś umarł ( a to z kolei przekazał mu jego ojciec, a mój pradziadek )

Jak to na Śląsku wtedy było doczytałem resztę i przytoczyłem kilka szczegółów, a to celem uzmysłowienia niektórym osobnikom , którym tu cyt „ rząd założył kagańce nam twarz „ „reżym kara nas mandatami „ „ograniczenia wolności nie można iść do kina , parku – konstytucja ” itd.


Cholera ma Śląsku to tak co dekadę była nowa fala, nowa epidemia .

W 1831 roku 2058 zgonów ( okres Powstania Listopadowego )

W latach 1848–1856 ok 8000 zgonów

w latach 1866-1867 ok 6000 zgonów

w latach 1872–1874 ok 2500 zgonów

w 1894 roku 195 zgonów


Oto jakie mieli wtedy zalecenia -obostrzenia

Izolacja w domu

W razie zachorowania, dom, w którym przebywa chory, należało odosobnić przez odgrodzenie linią oznaczającą granice zamknięcia. Do przestrzegania zamknięcia służyło wojsko, a dowodzący oficer miał wchodzić w skład komitetu. Z zamkniętego domu nie wolno było wynosić

żadnych rzeczy; psy i koty stamtąd musiały zostać uśmiercone, a ptactwu przeznaczonemu

do spożycia należało poprzycinać pióra. Lekarz miał zdecydować, czy warunki

lokalowe pozwalały, aby chory mógł pozostać w domu, jeśli tego pragnął, czy należało

umieścić go w szpitalu; w pierwszym przypadku mógł wybrać sobie lekarza, ale lekarz

komitetowy miał sprawować nad leczeniem nadzór. Żywność i lekarstwa do zamkniętych domów dostarczali wyznaczeni słudzy uliczni. Musieli się przy tym wystrzegać bezpośredniego kontaktu, a pieniądze stanowiąc zapłatę miały być czyszczone w occie. Jeśli cholera wybuchła w sąsiadujących

domach, należało wtedy zamknąć tę część miejscowości, przy dalszym zaś szerzeniu

się choroby – całą miejscowość, i otoczyć kordonem wojska; poszczególne straże miały

być ustawione w niedużej odległości w celu łatwiejszego kontaktowania się i sprawowania

kontroli nad komunikacją pomiędzy miejscami odosobnionymi a zdrową okolicą. Jeśli mieszkańcy domu byli ubodzy, to artykuły pierwszej potrzeby dostarczano im na koszt gminy.


Szpital

Szpital musiał być ściśle zamknięty od chwili przyjęcia pierwszego chorego. Podobnie opuszczony przez chorego dom musiał być zamknięty i dezynfekowany. W razie konieczności osoby udające się do chorego miałby nie być na czco i winne były wcześniej wypić kawę, herbatę, wino, wódkę albo zażyć pewne medykamenty, takie jak specjalny napój sporządzony z piołonu, skórek pomarańczy, ziela angielskiego,

imbiru i goździków. Produkty te należało pokruszyć i wymieszać, a następnie sporządzić

nalewkę na „gorzałce kminkowej”. Oczywistą rzeczą jest, że środek ten nie mógł chronić

przed zarażeniem. Lekarzom i pielęgniarzom udającym się do chorych zalecano zakładanie

białych, płóciennych fartuchów, które należało często prać. Po każdych odwiedzinach

należało dokładnie się umyć. Pomieszczenia, w których leżeli chorzy, polecano często wietrzyć,

a wszelkie brudne rzeczy pozostawione przez chorych należało spalić lub dokładnie

zdezynfekować. Jako pewnego rodzaju ciekawostkę można podać zalecenie palenia tytoniu,

który miał chronić przed zakażaniem.

Zakupy

Przy linii kordonu wojskowego musiały zostać urządzone tzw. tamownie (Rastell) do handlu

i przekazywania żywności bez wzajemnego stykania się ze sobą. Tamownią był drewniany

barak złożony z trzech komór, z których jedna była dla mieszkańców od strony zdrowej

okolicy, druga dla mieszkańców miejsca odosobnienia, środkowa zaś była przeznaczona

dla urzędników kwarantannowych, sprawujących nadzór nad obrotami handlowymi.

W każdej tamowni miał przebywać dozorca i kilku służących do czyszczenia. Pieniądze

miały być przez nich obmywane w occie, a potem na metalowych łyżkach podawane

sprzedającym.

Poczta

Ponadto tamownie powinny były posiadać specjalny aparat do kadzenia,

w którym wszystkie listy z odosobnionych miejsc (podobnie też papierowe pieniądze do

płacenia) niemogące być gromadzone w urzędach pocztowych należało wykadzać siarką,

saletrą z otrębami oraz oparami octu. Listy miały być wcześniej podziurawione kilkudziesięcioma

otworkami specjalnymi widełkami z 6 szpiczastymi ząbkami i umieszczone

następnie za pomocą szczypiec w przygotowanej do tego skrzyni kadzielniczej. Po ok. 20

minutach dezynfekcji wyjęte listy były opatrywane stemplem zdrowia o treści „Sanitaets

Stempel” Personel zakładów kwarantannowych miał

się składać z oficera, lekarza, wyznaczonego urzędnika policyjnego lub celnego oraz osób

pomocniczych do dezynfekcji.

Szkoły , teatry , wesela

Należało też zamknąć miejsca publiczne, tj. szkoły, teatry,

domy gościnne, w celu zapobieżenia zgromadzeniu się ludności. Miał być sprawowany

nadzór nad sprzedażą artykułów żywnościowych, dozór nad chorymi w domu i szpitalu.

Po wyzdrowieniu pacjenta obowiązywała 20-dniowa kwarantanna (kąpiele i nakadzania

parami kwasu azotowego). Domy należało wykadzać kwasem azotowym i gazem chlorowym.

Przedmioty domowe po ich wyniesieniu na zewnątrz miały być czyszczone ługiem

lub roztworem wapna chlorowanego lub też kadzone gazem chlorowym. Podłogi i ściany

w opróżnionym domu należało czyścić tym samym, co przedmioty domowe, i przez 14

dni wietrzyć. Po ustaniu choroby podobnie miano postępować ze szpitalami i zakładami

kwarantannami.…..

Cmentarze , dezynfekcja

Dla zmarłych na cholerę należało założyć osobny cmentarz, w ustronnym miejscu,

i ściśle go odgraniczyć ogrodzeniem. Zmarli mieli być wciągani tępymi, żelaznymi hakami

do trumien, albo od razu do dołów wykopanych na głębokość co najmniej 1 sążnia,

i przysypywani niegaszonym wapnem. Zniesienie zamknięcia poszczególnych miejsc

i obwodów, przywrócenie normalnej komunikacji z okolicami, w których cholera wcześniej

panowała, mogło nastąpić tylko przez zarządzenie władz rejencji na wniosek lekarzy

komitetowych, jednak nie mogło to zostać uczynione przed 40. dniem od ostatniego wystąpienia

przypadku choroby.....

Zwłoki zmarłych na cholerę, z wyjątkiem twarzy, miały być owinięte w duże prześcieradło, umoczone w mocnym roztworze wapna chlorowanego. Mieszkania musiały być

gruntownie dezynfekowane zarówno wtedy, gdy chorzy się w nich znajdowali, jak i wtedy

gdy je opuścili. W pokojach, w których leżeli chorzy na cholerę, było szczególnie zalecane

codzienne kadzenie kwasem azotowym. Można było też w pokojach na wykonaną z drewnianych

listew ramę o długości 6 stóp i szerokości 3 stóp, narzucić płótno i przy użyciu

pędzla szczecinowego namoczyć je mocnym roztworem wapna chlorowanego. Miało to

powodować słabe i powolne kadzenie nieuciążliwe dla płuc. Kadzenie miało być stosowa

ne przez 2 godziny. Pożądane było takie kadzenie od czasu do czasu urządzać w pozostałych

nieoddzielonych pomieszczeniach domu, w którym znajdowali się chorzy na cholerę.

Przez chorych wydalone materie musiałby być niezwłocznie usunięte, a naczynia, które je

zawierały, wypłukane mocnym roztworem wapna chlorowanego. W postępowaniu wobec

mieszkań, które chorzy opuścili, należało je ze znajdującymi się w nich meblami i innymi

przedmiotami, przy zamkniętych drzwiach i oknach mocno wykadzać gazem chlorowym.

Po zakończeniu kadzenia pokój należało kilka godzin wietrzyć ....

Przemieszczanie się

Każdego podróżującego

obywatela pruskiego, który został zatrzymany bez wszystkich wymaganych legitymacji,

należało traktować jako podejrzanego i jako potencjalnego nosiciela zarazka, i dopiero

po przebytej kwarantannie ze ścisłym oznaczeniem trasy podróży, odesłać do jego miejsca

zamieszkania. Zaostrzono też przepisy kwarantannowe. Żadne atesty zdrowia dla podróżnych

i towarów wystawione w Rosji, Królestwie Polskim i Galicji nie mogły zostać

uznane za „niewątpliwe” i nie mogły zwalniać od odbycia 20-dniowej kwarantanny …...


Kary

W celu należytego przestrzegania zarządzeń o zwalczaniu choroby wydano edykt, w którym przewidywano jak najsurowsze kary, łącznie z karą śmierci,

dla potajemnie próbujących przedrzeć się na teren Prus lub dostać się tam bez ważnego

zaświadczenia. Osoby, które chciałyby się przedostać, a nie zatrzymały się na zawołanie

straży i patroli granicznych albo nie chciały się wycofać, mogły zostać przez pograniczników

zastrzelone. Surowe kary groziły za samowolne opuszczenie stacji kwarantannowej,

a także za przyjmowanie na przechowanie przez mieszkańców Prus osób i towarów potajemnie

sprowadzonych oraz za pomoc w przedostaniu się ich w głąb kraju. Uczulono też

gospodarzy domów gościnnych i karczmarzy, aby nie przyjmowali w swoich zajazdach

osób nieposiadających świadectw zdrowia. Kary więzienia, a nawet śmierci, miały dotyczyć

osób, które utrzymywały kontakt z ludźmi z okolic opanowanych przez cholerę. Podobnie

zamierzano traktować złodziei kradnących przedmioty ze szpitali i pomieszczeń

kwarantannowych. Do odpowiedzialności karnej miano pociągać osoby, które wiedząc

o przypadku zachorowania, nie powiadomiły władz, ewentualnie zmarłego potajemnie

pochowały. Lekarze, niewypełniający należycie swoich obowiązków, mieli tracić uprawnienia

lekarskie w państwie. Z największą surowością należało postępować z wojskami

i strażami przygranicznymi, które nie wykonywały właściwie swych powinności, pomagały

we wprowadzaniu podejrzanych osób i towarów na teren Prus albo przymykały oko

na ten proceder. Podobnie miano postępować wobec urzędników i członków zakładów

kwarantannowych. Kara śmierci miała bezwzględnie dotyczyć tych osób, które przez swe

świadome bądź niedbałe postępowanie, zawarte w tym zarządzeniu, przyczyniły się do

wtargnięcia cholery do kraju, bądź jej rozszerzania się.


Ciekawostką jest część aktów prawnych wydawał nadprezydent prowincji śląskiej von Merckel :)


Skorzystano z publikacji

Marek Paweł Czapliński

Epidemie cholery

w rejencji opolskiej

w latach 1831–1894

Rybnik 2012



646 metrów

Do 2010 roku tz do wybudowania Burj Khalifa w Dubaju  nikt na świecie nie wybudował wyższej budowli niż POLACY. 
Dzisiaj już mało kto o tym pamięta , że w 1974 roku wybudowano maszt radiowy w Konstantynowie który to  w latach 1974–1991 był najwyższym obiektem zbudowanym przez człowieka na ziemi.

Zaprojektował go inż. Jan Polak z Biura Projektowego Mostostal M-1 w Zabrzu

Budową obiektu kierował mgr inż. Andrzej Szepczyński Mostostalu M-4 w Zabrzu.


  Maszt ważył około 550 ton, w całości wykonany był z stali a jego przekrój poprzeczny stanowił trójkąt równoboczny o bokach długości 4,8 m. Konstrukcję masztu podzielono na 86 sekcji, każda o wysokości 7,5 m. Główne elementy nośne wykonano ze stalowych rur o średnicy 24 cm i grubości ścianek od 8 do 34 mm. Ze względu na wysokość konstrukcji, zabezpieczono ją pięcioma zespołami odciągów, liczącymi łącznie 15 lin o średnicy 5 cm. 

Dwa nadajniki o mocy 1000 kW każdy dawały sygnał na falach długich o  kierunkowej  charakterystyce dawały sumaryczną moc 3000 kW ( cały maszt był anteną ). Sygnał POLSKICH programów radiowych dochodził   do Kazachstanu , całego  Bliskiego  Wschodu a nawet do USA. Jedną z ciekawych innowacji było to, że stopnie mocy torów w.cz. pracowały na lampach wapotronowych chłodzonych poprzez odparowanie wody w układzie zamkniętym. Ciepło uzyskiwane z chłodzenia wykorzystywano do ogrzewania pomieszczeń radiostacji.


Niestety podczas prac wymiany lin w 1991 roku doszło do katastrofy budowlanej i maszt się zawalił. Nadzorujący prace konserwacyjne dostał 2,5 roku więzienia za zaniedbania. Gdyby stał maszt do dzisiaj byłby 2 co do wysokości budowlą stworzoną przez człowieka na ziemi.

Pisząc nasuwają mi się 2 pytania;

1. Jak oni to budowali ? Czy mieli jeszcze większe dźwigi ?

2. Czy obecnie w Polsce istnieją projektanci i wykonawcy , którzy byliby w stanie coś takiego wybudować ?



g_d031f70e40.jpg


Jak przetrwać na dyżurze ?

Wyobraźcie sobie Krzysia. Krzysio jest młodym chirurgiem w szpitalu powiatowym. Cieszy się ze swojej pracy choć częste dyżury dają mu w kość.
Krzysio zawsze chciał pomagać ludziom. Był bystry, uczył się nieźle więc nauczyciele i rodzice mądrze wykorzystali jego potencjał. Krzysio poszedł na studia medyczne. Uczył się średnio. Czasem poszedł na imprezę, czasem dostał 5 a czasem musiał zdawać poprawkę. Był dumny, kiedy po 6 latach dostał w końcu dyplom z tytułem "lekarz". Na staż poszedł do szpitala powiatowego w swoim mieście. Wiedział, że bardzo brakuje tam lekarzy. Chciał pomóc społeczności z której się wywodził. Wiecie, jak to w małym mieście, każdy każdego znał.
Na stażu bardzo spodobała mu się chirurgia, nawiązał dobre relacje z ordynatorem - starym doktorem co to operować zaczynał w czasach w których "operacja się udawała a pacjent umierał". Bywało, że znieczulał sobie do zabiegów sam kapiąc eterem na maskę Schimmelbusha. Stary fachura, który nie lubił tracić czasu na zbędne gadki. Ot ciach skalpelem i choroba załatwiona.
Krzysio zdał LEK i niedługo potem został jedynym rezydentem w swoim rejonowym szpitalu. Wiecie jak jest. Młodych nie ma a średnia wieku lekarzy dobija do 60 lat.
Krzysio stara się bardzo, pilnie uczy się od starszych kolegów, asystuje do operacji. Niedawno usunął swój pierwszy wyrostek. Był na dwóch konferencjach i szkoleniu z leczenia ran przewlekłych za pomocą opatrunków podciśnieniowych. Jest z siebie dumny! Wreszcie pomaga ludziom!
Nie ma zbyt wiele czasu na oglądanie telewizji i czytanie internetowych forów. Jednak pewnego razu jego uwagę przykuwa nagłówek: "Śmierć w szpitalu. Lekarze odesłali pacjenta do domu". Czyta artykuł ze zdumieniem. TO PRZECIEŻ MÓJ SZPITAL! W skrócie: starsza kobieta z rozsianym rakiem trzustki została wypisana do domu. Tam po tygodniu zmarła. Rodzina ma pretensje, że w szpitalu pojawiły się odleżyny a lekarze nie zastosowali żywienia dożylnego. Powiadomiła prokuratora, dochodzenie, afera.
"Przecież to ta chora co rodzina prawie ją zagłodziła w domu, byłem z szefem u niej na konsultacji żeby opracować odleżyny." - myśli sobie. "Te odleżyny na pewno nie powstały w szpitalu." - wygniły krater odsłaniający kość krzyżową sprawił, że prawie wtedy zwymiotował.
Wzrok Krzysia pada na komentarze umieszczone pod artykułem:
- je**** konowały, do więzienia z nimi
- zaorać tą umieralnię
- łapówki by tylko brali a chorych ludzi olewają
- jak spotkam tych doktorków to im te durne łby skopię
- dobra dawajcie jutro protest pod szpitalem, porysujemy im te drogie auta co je z łapówek kupili, dawać!
- moją mamę też wykończyli w tym szpitalu
- wiem gdzie ten konował mieszka co ją wypisał! niech uważa na okna!
Jest zdumiony i zły, smutek miesza się w jego głowie z poczuciem ogromnej niesprawiedliwości. "Przecież tak wszyscy dbali o tę pacjentkę. Załatwili jej hospicjum domowe, specjalne opatrunki ze srebrem od przedstawiciela handlowego, wreszcie przestała narzekać na ból, odleżyna się ładnie goiła. Jak oni mogą nas tak mieszać z błotem?!".

Nazajutrz na odprawie dostał kolejnego pacjenta. Przyjęty na dyżurze 60-letni chory, otyłość, nikotynizm, ZZA, cukrzyca, miażdżyca, owrzodzenia żylne podudzi - przyjęty w trybie ostrodyżurowym celem amputacji LKD na wysokości kolana.
"Hmmm przecież na kursie mówili, że takie owrzodzenia można skutecznie leczyć. Potrzebne są specjalne opatrunki, dużo czasu i cierpliwości."
Poszedł więc do szefa: "Doktorze, musimy temu Kowalskiemu z piątki od razu ucinać nogę? Może dałoby się do poleczyć VAC-iem?"
"Zwariowałeś młody? Przecież to będą ze dwa miesiące pieprzenia się a i tak nie masz gwarancji, że uratujesz nogę. Będzie nam zajmował łóżko. NFZ nigdy nie zwróci za takie leczenie. Szpital już ma długi a dyrektor ciśnie nas na oszczędności! Ciachnie się nogę i za dwa dni pójdzie do domu."
"Wysłał mnie szef na ten kurs, chciałbym spróbować, może się uda."
"To nie jest dobry pomysł, ale dobrze. Masz czas do jutra. Interniści spróbują mu wyrównać cukrzycę a Ty się dobrze zastanów. Ja Ci mówię, że to nie ma sensu. Narobisz się a ten pijak nawet Ci nie podziękuje. Jutro po odprawie daj znać jaka jest Twoja decyzja."
"Jasne. Dzięki szefie."

Na obchodzie uciął sobie krótką pogawędkę z nowym chorym. Rubaszny "szlachcic z wąsem" najpierw nazwał go praktykantem a potem tytułował "panie lekarzu" - kto tak mówi?!
Krzysio wrócił tego dnia do domu rozmyślając o swoim pacjencie. Pamiętał go - to był woźny z jego szkoły. Nieraz ganiał ich jak chodzili palić fajki za salę gimnastyczną. Teraz nawet go nie poznał. Miał naprawdę ładną córkę. W szkole wszyscy się za nią oglądali na korytarzu.
Odpalił laptopa. "Ciekawe czym się zajmuje. Taka ładna dziewczyna. Pewnie ma męża i dzieci".
Znalazł jej profil na FB. Nadal mieszka w jego mieście. O udostępniła artykuł o tej pani z odleżynami. ******** lekarze! Życzę wam żebyście sami zdychali w tych waszych szpitalikach!". Zamknął kartę. "A taka ładna dziewczyna była..."

Wszedł na serwis informacyjny: "Znowu protest rezydentów!". W komentarzach rynsztok: mordercy, łapówkarze, konowały. "Tego się nie da czytać! Jak to jest, że człowiek sobie żyły wypruwa dla ludzi, którzy mieszają go z błotem na każdym kroku" - był już wyraźnie zirytowany. Machinalnie włączył telewizor i poszedł robić kolację. Akurat leciały "Wiadomości": "...początkujący lekarze domagają się tysięcy złotych podwyżki...", "... należy się zastanowić czy takie żądania są poważne. Domagają się trzech średnich krajowych a nic jeszcze nie potrafią. Dopiero uczą się, za nic nie odpowiadają a już są pazerni!", "Dzień dobry, czy zna Pani biednego lekarza?", "W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami licznych afer spowodowanych zgonami pacjentów w polskich szpitalach."
"Jaja sobie robią?!" - pomyślał Krzysio i wyłączył telewizor. "Jak można tak traktować ludzi, którzy walczą o zmianę w ochronie zdrowia?!". Dzisiejszy dzień sprawił, że miał naprawdę ponury humor.
"Dobra, trzeba się kłaść bo jutro dyżur". Jutro amputacja podudzia albo VAC. W sumie jeszcze nie robiłem takiego zabiegu. Może szef by mi pozwolił..."

Jak myślicie co zdecyduje Krzysio?
Czy to w jaki sposób jesteśmy traktowani przez społeczeństwo rzutuje na nasze decyzje ? 
Świadomie czy podświadomie?


Takich "Krzysiów" jest w naszym kraju 140 tysięcy... Aby uniknąć ewentualnych problemów nie wpisano jaki to stacje telewizyjne ale wydaje mi się że każdy się domyśli . 


NADBEREZYŃCY

18 sierpnia 1964 r. zmarł w Cordobie, w Argentynie i tam został pochowany, jeden z największych polskich epików XX wieku - Florian Czarnyszewicz. Całkowicie zapomniany polski Pisarz Wyklęty, wymazywany z pamięci narodu świadek historii, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, Reymont polskich Kresów, wschodnich województw I i II RP.
Florian Czarnyszewicz to autor, którego powieści jak do tej pory nie weszły do kanonu polskiej literatury. Warto zadać pytania: dlaczego tak się stało, kim był autor, gdzie żył i co opisywał?
Najbardziej znaną i jakże niebezpieczną dla "przyjaźni polsko-radzieckiej" była powieść "NADBEREZYŃCY", ale także inne: "WICIK ŻYWICA". "LOSY PASIERBÓW" czy "CHŁOPCY Z NOWOSZYSZEK".
117991624_599468240734033_686066775438335503_o.jpg?_nc_cat=100&_nc_sid=8024bb&_nc_ohc=4swY5PV29CAAX-iOnLT&_nc_ht=scontent.fwaw3-1.fna&_nc_tp=7&oh=b14306f57a7b07c07b1e3adf9dc8e3f7&oe=5F6595FD
Wpis ma na celu ocalić od zapomnienia to o czym 90% Polaków nigdy nie była w szkołach uczona . Nadberezyńcy  tragiczne losy Polaków walczących o swoją tożsamość z rosyjską zachłannością, najpierw carską później sowiecką.
"Obowiązek propagowania Polskości spoczywa na każdym Polaku"

Bernard Ładysz

W sobotę zmarł polski patriota Bernard Ładysz
 Wielki Artysta muśnięty przez Boga.
Żołnierz Wojska Polskiego , po przegranej kampanii wrześniowej służył jako sierżant Armii Krajowej  (obwód wileński). Uczestnik akcji Burza na Wileńszczyźnie , aresztowany przez NKWD  – zesłany w głąb Rosji  do Kaługi, miasta nad Oką  gdzie przebywał w latach 1944–1946]. Naukę śpiewu  rozpoczął w Wilnie (1940–1941), kontynuował w latach 1946–1948 na studiach wokalnych w PWSM w Warszawie  pod kierunkiem prof. Wacława Filipowicza. Karierę artystyczną rozpoczął w Zespole Reprezentacyjnym Wojska Polskiego Przez wiele lat (1950–1979) był solistą Opery i Teatru Wielkiego w Warszawie 
https://www.youtube.com/watch?v=6pTpdeoQ2Zs
https://www.youtube.com/watch?v=rEaHKHS6IeM