Raaziel

 
Rejestracja: 2015-10-02
Tajemnica jest najwyższą wartością, zaś miłość jest największą z tajemnic. https://mojagrafomania.wordpress.com/
Punkty29więcej
Następny poziom: 
Ilość potrzebnych punktów: 171
Ostatnia gra
Pool Live Pro

Pool Live Pro

Pool Live Pro
1 rok 135 dni temu

na zawsze II

na granicy snów wytartych
anielskich skrzydeł pada cień
na zbrukany słońcem chodnik
na tęsknotą lśniące oczy ludzi
zapatrzonych za horyzont
aby własną ujrzeć twarz

herbata na stole już nie paruje
i gwizd czajnika zamknęły wspomnienia
anielskich oczu spojrzenie by mogło odmienić
ukryte w cieniu marzenia o cieple
na dzwonach kościoła zaległa znów cisza
wtulony w szepty odchodzi na zawsze

zabiera ze sobą złudzenie wieczności
i skrzydeł anielskich cień tonie
w nieprzeniknionej ciemności spojrzenia
z którego wraz z życiem wyciekła nadzieja
uleciała do słońca gdzie trwać będzie wraz z tobą
na wieki wieków lub nawet rok dłużej

a na granicy snów tamtych
spocznie raz jeszcze cień skrzydeł anioła
na chodnik w bliskości twojej skąpany w słońcu
i na tęsknotę co się w obłok zmieniła i znikła
w oczach ludzi mających horyzont
we własnych dłoniach w uśmiechu dla siebie


bezgwiezdny

budziłem się nagi zmarznięty
w międzygalaktycznej ciszy
przeniknięty samotnością
bezgwiezdny

dryfowałem poprzez noc
niesiony wiatrem czarnych złudzeń
i urojeń okalających skronie
posrebrzonymi nitkami księżyca

ostatnie promyki nadziei dogasały
na dnie zmaltretowanych oczu
zapatrzonych w toń pustkowia
bezgwiezdnego

pochwycił mnie wiatr ciepły
poniósł w ciepłych dłoniach pewności
ku spełnieniu i światłu
znękane oczy chłoną najmniejszy błysk

rozpalone płomienie koją słodyczą
ogrzewają zmarznięte istnienie
pchają głową naprzód
w interplanetarny gwar

tam już czekasz na mnie w świetle
bym nie zasnął przemarznięty
poplamiony samotnością
bezgwiezdny

nigdy więcej


wiem to

ciasny gorset kalendarza
ściska wciąż zbyt wiele dni
i zbyt wiele nocy pląsa luzem
by się było z czego śmiać

ciągle krąży mi po żyłach
wielka słodycz przeszłych chwil
mimo chłodu rannej trawy
wrzesień karmi mnie upałem

przyszłe chwile obiecują
jeszcze więcej gwiazd na niebie
i promieni słońc odległych
które tylko dla nas świecą

póki co gorsecik kalendarza
ściska wciąż zbyt wiele dni
a zbyt wiele nocy pląsa luzem
by się chciało głośno śmiać

ja wiem jednak że też czekasz
więc się nie ma czego bać


Epitafium dla strachu

Tu leży tak i taki, co mroczył spojrzenie,
nikt za nim nie tęskni i to się nie zmieni.
Pozwoliło mu odejść dopiero twe pojawienie.
Sam nie wiedziałem, jak wiele odmieni.

Leży pod płytą zobojętnienia i wiary,
że wszystko już będzie takie jak trzeba.
Bez niego nie będę się czuł zbyt stary,
by wierzyć w szczęście i wołać chleba.

Skoro już zasnął, niech śpi snem z kamienia,
niech się nie budzi przed świata zachodem.
Odkąd cię sięgam długością mojego ramienia,
chleb jadam z masłem i jeszcze z miodem.

Tu spoczął na wieki ten, co chciał mnie zjeść.
I niechaj tu leży bez zmiłowania.
Z anielską łatwością zdołałaś go rozgnieść.
Taka jest siła twojego kochania.


jak sen

wilgotnieją pory roku
pod dotykiem twoich warg
zimno skrapla się spełnieniem
z dnia na dzień pięknieje świat

słońce tańczy na błękicie
gdzieś nad szarym pasmem chmur
których srebrne nitki ramion
nie odnajdą nas już tu

nam nie straszne wodospady
gdzieś na końcach rwących rzek
my się nie boimy diabłów
płoszy je nasz szczery śmiech

jesteś tchnieniem i porankiem
szczęścia mi podajesz tlen
dajesz mi codziennie życie
co piękniejsze jest niż sen