nie znajduję cię ostatnio
w pustym kufrze moich snów
z dnia na dzień co prędzej zapominam
jak brzmiał mój dotyk na twojej skórze
kiedyś go łaknęła jak pustynia dżdżu
częściej próbuję zasypiać na niby
ze wzrokiem utkwionym w odległych przestrzeniach
upstrzonych piegami migoczącego złudzenia
że między nimi jest nasze miejsce
i przeznaczenie nas znajdzie na drodze ku nim
możeśmy zostali dla siebie gwiazdami?
tak odległymi od siebie że ich blask się gubi
w bezdennej ciemności pomiędzy
i sny wysychają nam przez to jak łzy których brak?
jeżeli tak…
to lepiej spaść w ogień i przez ułamek być smugą
na której upadek spoglądają miliony
oczu zmęczonych tym samym złudzeniem
które i na nas opadło całunem nicości
to lepsze niż gasnąć powoli po utraceniu…